W San Andres Tuxtla jesteśmy o 6.00. Kilka kroków od dworca łapiemy lokalny autobus do Catemaco (6 peso) i po 20 minutach jesteśmy w miasteczku czarowników, szamanów i uzdrawiaczy. Rozpoczął się weekend, więc nie jest łatwo o tani hotel. W tym miejscu wyraźnie daje się poczuć "mananę". Nikomu specjalnie nie zależy na zarobku, bo i tak, jakoś to będzie. Nikt się nie spieszy, nikt nie denerwuje, kiedy marudzimy, że drogo. Właściciele hoteli nie są specjalnie zainteresowani tak dużą grupą ani tym bardziej rabatem dla niej. Po dłuższych poszukiwaniach trafiamy do hotelu Laguna (40 peso/osoba), prowadzonego przez, bardzo sympatycznego Emiliano Alfredo. Lokujemy się w dwóch pokojach z wentylatorami, po 2 osoby na łóżku. Odświeżamy się i idziemy na śniadanie do Fonda de Minga, gdzie zajadamy się smażonymi bananami. Na przystani wypożyczamy lanche - łódź motorową z dachem (30 peso/osoba za 2,5 h). Właściciel łódki zatrzymuje się w zatoczce - kapiemy się w ciepłej wodzie. Podpływamy do brzegu, gdzie mieści się prymitywny gabinet kosmetyczne. Dajemy sobie nałożyć na twarz maseczki z glinki. Zmywamy je po pół godzinie wodą z jeziora. Czujemy, jak piękniejemy w oczach. Oglądamy wysepką, którą zamieszkują grube małpy. Co chwila przypływa tu nowa łódka a wszyscy chcą dokarmić zwierzaki. Zwiedzamy Reserva Ecologica de Nanciyaga (wstęp 30 peso). Degustujemy wodę mineralną, oglądamy krokodyle, iguany i żółwie, słuchamy opowieści o szamanie. Jak dla nas, zbyt tu sztucznie. Chwile jeszcze pływamy po jeziorze obserwując ptaki. Wysiadamy na plaży, gdzie urządzamy sobie mały piknik, przeczekując najgorszy upał. Wieczorem przyglądamy się mieszkańcom siedząc na stopniach schodów Palacio Municipal i degustując lokalne trunki.