Doba hotelowa jest do 12.00 potem musimy opuścić pokoje. W Hanh oprócz niewielkiego lotniska i parkingów nie ma nic. Wokół pola. Czas pozostający do odlotu samolotu do Fezu wykorzystujemy na zwiedzanie zakątków lotniska. Lot do Rezu nad białymi chmurami bezproblemowy. Do Maroka docieramy o zachodzie słońca. Staś szaleje przed odprawą paszportową z innymi dziećmi. On nie ma bariery językowej. Pakujemy się do 3 taksówek (obowiązuje stała cena 120 dh) i jedziemy do hotelu Cascade, znajdującego się tuż za zachodnią bramą Mediny zwanej Ba Bu Dżelud, polecanego przez przewodnik. Właściciel nie jest skłonny do negocjacji, wiec postanawiamy szukać dalej i wysyłamy ekipę zwiadowczą. Reszta rozsiada się na plecakach na ulicy. Staś ugania się za kotami, zainspirowany rytmiczną muzyką tańczy w sklepiku i zdobywa dziewczynę. Jakaś na oko 3 letnia dziewczynka całuje go z zachwytem i próbuje z nim tańczyć. Potem Staś wypija butlę mleka na ulicy i kiedy wreszcie zapada decyzja, ze jednak zostajemy w Caskade (90 dh od osoby ze śniadaniem), zasypia szybciutko w pokoju. Nie przeszkadzają mu dźwięki z ulicy.