Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Indonezja    na południe Bali
Zwiń mapę
2008
15
cze

na południe Bali

 
Indonezja
Indonezja, Padangbai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15033 km
 
Budzimy się później niż zaplanowałyśmy, bo zapominamy o przestawieniu zegarków a między Jawą a Bali jest jednogodzinna różnica w czasie. O 8.00 do drzwi puka Apel. Ustalamy trasę i cenę (500 tys. rupii). Przed wyruszeniem starcza nam czasu na krótką wizytę na czarnej plaży i śniadanie w restauracji. Kierowca odradza nam spotkanie z delfinami, mówiąc, ze to tresowane ssaki, jedziemy więc prosto do Singarai, aby zobaczyć chińską świątynię (wolne datki). Kolory przyprawiają w niej o zawrót głowy. Dużo tu czerwieni, kóra jest symbolem szczęści. Inne symbole objaśnia nam człowiek ze świątyni. Na dziedzińcu kąpią się żółwie symbolizujące długowieczność. Jest też posąg boga fortuny odziany w pelerynę i gruba, paląca się świeca. Została zapalona w nowy rok, czyli 6 lutego. W pobliskiej Beji Temple, świątyni poświęconej bogini ryżu oglądamy jej posąd. Przypomina niewielkiego, kolorowego aniołka, ale wcale nie jest łagodna. Lubi prosiaki. Raz w roku, po zbiorze ryżu organizuje się tu ceremonię ku czci bogini. Na grillu smażą się wówczas 4 prosiaki.
Nasza dalsza droga wiedzie wśród pierzastych palm i tarasów ryżowych wciąż pod górę. Oczywiście wije się jak włos murzyna. Zatrzymujemy się w Tegan Koripan Temple (wstęp 12,5 tys.). Przed świątynią kobieta układa koszyczki ofiarne. Daje nam po jednym, abyśmy i my mogły złożyć ofiary. Wspinamy się po stromych schodach, by na górze zobaczyć rusztowania i sterty gruzy. Po raz kolejny okazuje się, że najładniejsze świątynie, to wcale nie te z opłatami za wstęp. Na szczęście widoki są ładne.
Region wulkanu Batur i jeziora Batur trochę przeraża nas turystycznym ruchem. Nie ma nawet gdzie zaparkować samochodu. Wszędzie nachalni sprzedawcy pamiątek. Rezygnujemy ze zwiedzania najważniejszych świątyń na Bali, czyli Batur i Besakih. Wolimy włóczyć się po bardziej odludnych miejscach. Rezygnujemy też z turystycznych restauracji zadowalając się ryżem kupionym na przydrożnym straganie. Jedziemy malowniczymi drogami, między bujną przyrodą i jaskraworóżowymi ciasteczkami ofiarnymi suszącymi się na słońcu. Na skraju lasu odbywa się kremacja. Płonie ognisko. Konstrukcja ze zmarłym jeszcze nie została podpalona. Późnym popołudniem docieramy do Tenganan Pageringsingan, wsi na południowo-wschodnim wybrzeżu, zamieszkiwanej przez dawnych balijczyków, lud Bali Aga. Wąska droga wiodąca do wsi zastawiona jest motorami i autami. Nie tylko nas zwabiło trwające miesiąc święto Usaba Sambah. Wpłacamy dobrowolny datek i wchodzimy na teren wsi.Wokół placu, gdzie odbywa się główna ceremonia trwa jarmark. Wata cukrowa, piszczałki, grill, balony. Setki motorów, pierzchających spod nóg kogutów i biegających dzieci. Słychać gamelan. Delikatny, hipnotyzujący dźwięk towarzyszy tańcowi zwanemu makare, w którym mężczyźni ranią się wzajemnie kolczastymi liśćmi pandana. Tancerze przed symboliczną walką ustawiają się w szeregu i trzymają w dłoniach miseczki zrobione z liści. Po wypiciu świętej wody i polaniu nią głowy ustawiają się w kręgu i poddają rytmowi melodii. Krew skaleczonego przeciwnika uważana jest za ofiarę dla demonów. Dzięki piekącej mieszance kurkumy i octu, którą smaruje się rany, na torsach wojowników nie zostają blizny
W tym samym czasie ofiary dla bogów składają kobiety. Przeciskają się przez tłum gapiów i międzynarodowych ekip telewizyjnych, niosąc na głowie kosze z finezyjnie ułożonymi owocami. Przez cały dzień świątynie znajdujące się na krańcach wsi szczelnie wypełniają się owocowymi piramidami. Trwa tu niepisany konkurs na najdoskonalszą ofiarę.
Oprócz modlitwy jest też czas na uśmiech i pozdrowienia dawno niewidzianych znajomych. Wśród oparów kadzideł i duszącego zapachu kwiatów i owoców trudno nie dać się unieść uczuciu świątecznej radości i zachwytowi. Nad czym? Nad urodą życia na tej małej wyspie i nad urodą młodych tancerek.
Dziewczynki odziane w geringsing, potrójnie tkane, bardzo kosztowne płótno ikat, z wdziękiem oddają się na dziedzińcu świątyni eleganckiemu tańcowi rejang. Materiał, którym owinięte są ciała tancerek powstaje bardzo długo, bywa, że potrzeba na to pięciu lat. Może dlatego ubranie utkane z geringsing chroni przed chorobami i złymi mocami? Młode twarze ozdabia kunsztowny makijaż, ale nawet spod warstw różu i szminki daje wyczytać się dumę pomieszaną ze zmęczeniem. Nie każda dziewczyna może być tancerką w świątyni. Nie każda wytrzyma cały dzień w ciężkim kostiumie stojąc w upalnym słońcu.
W oddali słychać skrzypienie drewnianego diabelskiego koła. Siadają na nim niezamężne dziewczęta, a mężczyźni wprowadzają koło w ruch. Zabawa nawiązuje do starego rytuału płodności, gdzie kręcenie się w kółko symbolizuje zespolenie się nieba z ziemią.
Tracimy poczucie czasy. Odnajdujemy naszego kierowcę, kiedy już prawie zmierzcha. Jedziemy do Padang Bai,żeby jutro mieć bliżej na Lombok. Hotel sam się znajduje, po prostu szyld rzuca nam się w oczy. W Kembar Inn dostajemy bardzo czysty pokój i śniadanie za 80 ty. rupii.
Zmęczone całym dniem zwiedzana szukamy jeszcze transportu na jutro. Wokół same agencje. Po namyśle wykupujemy bilet bezpośrednio na Gili Meno. Pewnie, gdybyśmy podróżowały bez agencji mogłybyśmy oszczędzić, obawiamy się jednak przesiadek, maży nam się plaża.
Podobno na pobliskiej Nusa Penida można spotkać uzdrawiacza, takiego balijskiego czarownika. Pytamy o niego miejscowych, ale nikt nie ma dokładnych informacji i wszyscy powtarzają, że trzeba mieć dużo czasu, żeby dostać się na wyspę. Ponieważ my mamy niewiele czasu a wielki apetyt na oglądanie indonezyjskich wysp, odpuszczamy sobie spotkanie z czarownikiem. Idziemy na kolację do lokalnego warungu, gdzie za grosze jemy pyszności.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004