Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Egipt    Dahab
Zwiń mapę
2004
15
kwi

Dahab

 
Egipt
Egipt, Dahab
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5039 km
 
Noc spędzamy w autobusie. Na przemian zimno, kiedy działa klimatyzacja, albo bardzo gorąco i duszno od spalin, kiedy włączone zostaje ogrzewanie. Swoją drogą, to bardzo nieekonomiczny sposób zmiany temperatury wewnątrz pojazdu. A może to taki mały sabotaż kierowcy autobusu? Na domiar złego zaserwowano nam trzy filmy akcji z arabskim lektorem.
Odległości między siedzeniami minimalne. Nawet Japończycy mieliby problem z rozprostowaniem nóg. Do Dahab dojeżdżamy pogięci i wymęczeni. Wysiadamy na dworcu i po chwili razem z grupą globtroterów z całego świata pakujemy się do miejscowego autobusu, pojazdu bardzo osobliwego. Nie dość, że jeździ toto mimo podeszłego wieku, przerdzewiałej karoserii i całego mnóstwa uszkodzeń, których na szczęście jedynie domyślamy się po dźwiękach, jakie wydaje, to na dokładkę jeździ jakieś pięc km na godzinę. Myślę, że szybciej doszlibyśmy na piechotę.

Dostajemy się do Asili, beduińskiej osady, która od kilku lat pełni role wioski turystycznej dla plecakowiczów. Wysiadamy na wąskiej i pustej uliczce i wchodzimy do pierwszego napotkanego hotelu Star of Synaj. Recepcja świeci pustkami, z wewnętrznego podwórka dochodzą skrzekliwe pokrzykiwania. Po chwili pojawia się drobna, kulejąca postać. To właściciel, stary, łysy Żyd. Na nasz widok wylewa się z niego potok żalu na tutejszą policję, która tylko obywateli Izraela kontroluje i robi problemy przy wjeździe. Gada strasznie długo i w większości po arabsku. Skończywszy historię o prześladowanych Żydach rozpoczyna opowieść o Crazy Japanese, który mieszka w jego hotelu i bez przerwy coś od niego chce, np. żeby przechowywał mu dokumenty i pieniądze. Na dowód tego otwiera szufladę i pokazuje nam skarby Japończyka. Każde nasze pytanie o cenę pokoju rozpoczyna kolejny monolog starszego pana. W końcu Marcin pasuje i wchodzi do jego gry. Wyciąga nasze zdjęcia rodzinne i opowiada o Polsce. Widząc zdjęcie 14-letniej Kasi, delikatnej blondyneczki Owner się rozpromienia i mówi, że da nam rabat, pod warunkiem, że damy mu to zdjęcie. Dajemy. Fotka zostaje umieszczona w centralnym miejscu pod szybą w recepcji.

Od tej pory ile razy będziemy przechodzić koło tego miejsca zobowiązani jesteśmy powiedzieć „Good morning little Katrin”, inaczej staruszek nas nie przepuści.

W końcu dostajemy klucze od pokoju i z ulgą wskakujemy pod prysznic z morską wodą. Innej tutaj nie ma, chyba, że w butelce. Za ścianą mieszka stary Arab, który co jakiś czas wychodzi ze swej kryjówki i wrzeszczy na pracujących na podwórku robotników „ quiet!”. Jest dość zjawiskowy z rozczochraną głową, w podartej koszulce i przydeptanych kapciach.

Zjadamy śniadanie z wiktuałów zakupionych w sklepie naprzeciwko i udajemy się nad morze. Bardzo jesteśmy spragnieni odpoczynku. Idziemy deptakiem wzdłuż kilkudziesięciu kolorowych restauracyjek ulokowanych nad samym brzegiem. Niski murek służy za oparcie dla poduszki. Na drugiej siedzi się po turecku, pije drinki, pali różności i słucha Boba Marleya. Atmosfera Dahab nie zmieniła się podobno od lat sześćdziesiątych. Ściągają tutaj potomkowie dzieci kwiatów z całego świata.

Podobno większość z nich zostaje dłużej niż planowała. Miejsce ma faktycznie niezwykły urok.

Idziemy daleko w morze a woda sięga nam jedynie do kostek. Między kolorowymi kamykami przemykają fioletowe meduzy. W zagłębieniach leżą jeżowce i wielkie czarne ślimaki bez skorupek. Od czasu do czasu mignie nam kolorowa rybka lub nakrapiany ciemnymi plamami wąż morski.

Zatoka Akaba, nad którą leży „Złoto” (Dahab – arab. Złoto) otoczona jest wysokimi rudawymi skałami. Po przeciwnej stronie widać Arabię Saudyjską.

Po południu odważyłam się na krótką konfrontację z podwodnym światem. Wybieramy się na opuszczoną plażę, żebym nikogo nie rozśmieszała swoim amatorskim zachowaniem. Zanurzyłam głowę i z wrzaskiem pobiegłam do Marcina. Musisz to zobaczyć, bo będziesz żałował do końca życia! – krzyczałam. Mój mąż, który ze wszystkich sportów najbardziej kocha piłkę nożna powiedział „Nic nie musze, bo Ty mi wszystko opowiesz”. Ale jak mam mu opowiedzieć o bogactwie kolorów i kształtów, o tym, że setki małych rynek pływa między roślinami o tak przedziwnych kształtach, że nawet słów na to nie znajduję?

Obserwujemy zachód słońca nad zatoką. Pojawia się para muzułmanów. Najpierw długo moglą się na brzegu morza, wypatrując na drugim brzegu Mekki. Potem kobieta ciągnie wielką łódź na wodę i pomaga swojemu mężczyźnie bezpiecznie do niej wsiąść. Potem chwyta wiosłami i wiezie go w nieznane. Znikają nam z oczu.

Wieczór spędzamy na balkonie w naszym pokoju zajadając soczystego arbuza. Patrzymy na morze i nurzające się w nim gwiazdy.

Zanim jednak mogliśmy tak błogo leniuchować, czekała nas przeprawa z Ownerem i jego równie oryginalną załogą. W naszej łazience nie działała spłuczka, o czym uprzejmie donieśliśmy. Po chwili zebrała się komisja składająca się z Właściciela, muskularnego Araba z budowy i Ahmeda, chłopca od wszystkiego. Szef popatrzył na spłuczkę, pomlaskał i powiedział „no problem”, zdzielił Ahmeda w łeb i poszedł. Reszta udała się za nim na naradę. Wrócili po chwili. Grzebali,stukali, pukali i wymyślili. Zrobili supełek z cienkiego sznurka i to według nich miało oznaczać naprawę. Owner powiedział ok i błysnął złotym zębem. Pociągnęłam za spłuczkę i zerwałam sznureczek. Właściciel zdzielił Ahmeda w łeb, Muskularny sapał a my słuchaliśmy szczegółowej instrukcji obsługi. Nie należy mocno szarpać, tylko włożyć rękę do pojemnika z woda i odetkać otworek. Zrozumieliśmy. Podziękowaliśmy serdecznie, żeby szybciej pozbyć się drużyny od zadań specjalnych, ale minęło jeszcze dobre pół godziny zanim Muskularny i Ahmed na powrót zawiązali sznureczek.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004