Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Peru i Boliwia    zwiedzamy stolicę
Zwiń mapę
2003
25
mar

zwiedzamy stolicę

 
Peru
Peru, Lima
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12094 km
 
Obudziła mnie duchota panująca w pokoju. Miałam wrażenie, że się uduszę. Cała byłam mokra. Wilgotność powietrza była nie do zniesienia.

Z szafki przy łóżku patrzył na mnie dorodny, czerwonawy karaluch. Witamy w Peru, zdawały się mówić jego czułki. Zegarek wskazywał dopiero 7 miejscowego czasu.

Ruszyliśmy na zwiedzanie Limy. Nasz hotel usytuowany był w pobliżu Plaza Major, reprezentacyjnego placu stolicy. Mieści się tam Palacio de Gobierno (Pałac Rządowy), czyli siedziba rządu, gdzie w samo południe można obejrzeć pokaz zmiany warty, okazała Katedra, pomnik Francisca Pizarra oraz fontanna, przyciągająca pucybutów i lokalnych artystów.

Wymieniliśmy pieniądze w banku i kupiliśmy bilety na jutrzejszy lot do Iquitos. Podczas wypisywania biletu dla Zbyszka, pracownica biura przechrzciła do na Ignacia, bo polskie imię wydało jej się zbyt trudne. Od tej pory podróżowaliśmy wiec z Ignaciem. Trochę poszwędaliśmy się ulicami Limy w poszukiwaniu jakiejś przyjemnej restauracji. Zdecydowaliśmy się na polecaną w przewodniku knajpkę o nazwie "Machu Picchu". Okazało się, że był to świetny wybór. Dostaliśmy olbrzymie porcje, które popiliśmy cervesa grande. Rozmiar butelek (piwo sprzedaje się tu w litrowych butelkach) bardzo ucieszył naszych panów.

Słońce od rana przygrzewało mocno, choć nie było go widać zza grubej warstwy chmur i spalin. Wciąż towarzyszył nam niezbyt przyjemny zapach miasta. 9 milionowa metropolia dusiła się w swoich wyziewach.

Łapiemy taksówkę. Nie jest to tutaj trudne. Taksówek jest więcej niż pieszych, wystarczy machnąć ręką. Większy problem to jazda takim pojazdem. Machamy. Z poobijanego niemiłosiernie samochodu wychyla się uśmiechnięta niewiasta. Na pytanie, czy zawiezie 6 osób po prostu otwiera bagażnik. Panowie zajmują miejsca w środku. Jako gabarytowo mniejsze, ładujemy się z Juaną do bagażnika. Usiłujemy nie poobijać sobie boków podczas ostrej jazdy. Właścicielka auta z jakąś piekielną wpraw orientuje się w prawidłach ruchu drogowego i topografii miast. Co chwila hamuje, macha rękoma, naciska klakson i w ekspresowym tempie dostarcza nas na miejsce.

Pojechaliśmy do polskiej ambasady, mieszczącej się w eleganckiej dzielnicy Miraflores na wybrzeżu Pacyfiku. Ambasada okazała się bardzo ładna, otoczona kwiecistym ogrodem, a przede wszystkim miło chłodna. Chłodna, jak konsul, który nas przyjął. Wziął w depozyt nasze bilety, potwierdził kserokopie paszportów i z nieskrywaną niechęcią zabrał nas do ogrodu. Nie zostawił nam wielu złudzeń. Peru, jego zdaniem jest mocno przereklamowane, Kanion Colca wcale nie jest najgłębszy, dżungla to lasek dla turystów a kondory to zwykłe ścierwony. Poza tym mamy nie jechać do Boliwii, bo tam tylko czekają na takich, jak my, żeby dać nam w łeb. Po wizycie w ambasadzie udaliśmy się na spacer w kierunku wybrzeża Pacyfiku. Ulica Salwador obsadzona była egzotycznymi drzewami i kolorowymi kwiatami i wiodła na sam brzeg oceanu. Dotarliśmy do Parque del Amor, gdzie spotkaliśmy wiele pięknych roślin. Posiedzieliśmy sobie na trawce, regenerując siły. W supermarkecie zrobiliśmy drobne zakupy. Później pojechaliśmy taksówką do słynnego muzeum Museo del Oro i Museo de Armes, gdzie można zobaczyć między innymi kolekcję różnego rodzaju broni z całego świata oraz wyroby ze złota, srebra i gliny wykonane przez Inków. Muzeum broni to duszne i zakurzone sale pełne siodeł, ostróg i sprośnych rękojeści. Za to sale ze złotem zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie. Interesujące były przede wszystkim mumie Inków. Zmarli wyglądali tak, jakby umarli z krzykiem na ustach. Uwagę przykuły też czaszki trepanowane złotem oraz odzież zdobiona piórkami papug. Mnie najbardziej podobała się torebka z ozdobą w formie peniska i mała lamita z takim samym atrybutem. Z muzeum taksówką wróciliśmy do centrum i ponownie odwiedziliśmy "Machu Picchu", gdzie tym razem skusiliśmy się na wyśmienite tortille i oczywiście piwo. Wieczorem degustowaliśmy jeszcze egzotyczne owoce mango, opuncję i chirymoye. Wszystkie pięknie pachniały i były bardzo soczyste.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004