Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Peru i Boliwia    Islas Balliestas
Zwiń mapę
2003
01
kwi

Islas Balliestas

 
Peru
Peru, Pisco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15700 km
 
Wstaliśmy o szóstej. Za brudną szybą hostelu miasteczko leniwie rozpoczynało codzienną krzątaninę. Obserwowałam skrawek ulicy widoczny z piętrowego łóżka. Sklepiki otwierały rozjaśnione światłem wejścia, właściciele ustawiali kosze z kukurydzianymi bułeczkami i owocami. Zza rogu wyłonił się wózek załadowany do granic wytrzymałości zielonym awokado. "Palta, palta - madura, rica" wykrzykiwał właściciel straganu na kółkach, chudy, pomarszczony mężczyzna. Megafon krzykliwym głosem wdzierał się w zaspane zaułki zakurzonego miasteczka.

W głowach szumiało nam jeszcze "Oporto del abuelo", zdradziecki peruwiański trunek, ślad wczorajszych rozrywek. Powlekliśmy się na skromne desayuno do Panaderia San Francisco, znajdującej się oczywiście na Plaza de Armes. Zaspana obsługa nieśpiesznie zaserwowała nam rozwodnioną kawę i bułki z marmoladą.

Po chwili zapakowaliśmy się do spóźnionego autobusu lokalnej agencji turystycznej i wraz z grupą spragnionych wrażeń turystów z całego świata pojechaliśmy na Islsa Ballestes.

Całą drogę towarzyszył nam upiorny zapach rozkładających się ryb. W okolicy znajdowała się przetwórnia. W kiepskim stanie dotarliśmy do portu w Paracas. Tu nastąpiła przesiadka na łódź motorową. Trzeba było dostać się na nią, przechodząc wąskim pomostem, na którym baraszkowały pelikany. Kilkuletni chłopcy karmili je rybami, pobierając za to przedstawienie po kilka soli od turystów. Zajęliśmy miejsca na końcu łodzi, tuż przy silniku i to okazało się naszym przekleństwem. Zapach spalin i silne podrzucanie oraz wciąż szumiące w głowie oporto doprowadzały nas do mdłości. Marcin nie zdołał obejrzeć wielu atrakcji...

Młoda przewodniczka przypominająca szafę grającą, wygłaszała komunikaty automatycznie, w dwóch językach, bez zmiany intonacji i zaangażowania. Pierwszy przystanek zrobiła przy Candelabrze, gigantycznym znaku, wyrzeźbionym na przybrzeżnych wzgórzach przez Inków. Wyglądał jak narysowany palcem na pisku.

Zaczęliśmy opływać wyspy, obserwując kolonie ptaków i zwierząt morskich. Wypatrzyliśmy czarne kormorany, krzykliwe głuptaki, wszędobylskie pelikany, pingwiny i flamingi. Tysiące drobnych, ptasich ciałek obsiadło przybrzeże skały, krążyło nad naszymi głowami, unosiło się na wodzie. Ich guano nadaje temu miejscu charakterystyczny koloryt i zapach.

Łódz podpłynęła bardzo blisko brzegu, żebyśmy mogli uważnie przyjrzeć się fokom i słoniom morskim. Nic nie robiły sobie z naszej obecności. Niektóre wręcz cieszyły się, że mogą przez chwilę pozować. Śmieszne, brązowe tłuścioszki całymi rodzinami wylegiwały się na skałach, jedynie od czasu do czasu wydając groźne pomruki. Niektóre osobniki popisywały się nurkowaniem tuż przy naszej łodzi. Jakby specjalnie dla nas przygotowały przedstawienie...

Opłyniecie wysp zajęło nam około 3 godzin. Po krótkiej przerwie na sok i kontemplowanie sztuki połykania rybek przez pelikany rozpoczęliśmy drugą część wycieczki do Reserva Nacional de Paracas. Park Narodowy krajobrazowo przypomina inna planetę, ani jednej roślinki, ani jednego ptaka, skały, piach i ostre słońce. Targani przez wiatr wdrapaliśmy się na wieżę obserwacyjną, z której mieliśmy podziwiać stada flamingów. Niestety widzieliśmy tylko maleńkie plamki na horyzoncie. Strażnicy parku zadbali o spokój ptaków i ustawili wieżę w odpowiedniej odległości.

Podskakując na kamieniach dojechaliśmy na wybrzeże Pacyfiku i dostaliśmy trochę wolnego czasu na podziwianie zupełnie odrealnionego krajobrazu. Uzbrojeni w aparaty, z podwiniętymi nogawkami spodni zeszliśmy po stromym, piaszczystym zboczu tuż nad wodę. Piasek w tym miejscu był niemal czarny, kolorowe akcenty stanowiły ciała czerwonych krabów widoczne gdzieniegdzie. Zajrzeliśmy do wnęki skalnej, wypełnionej wodą i tajemniczymi oceanicznymi stworzeniami. Gapiliśmy się na czerwonodziobe mewy, odpoczywające na zielonkawych skałach. Spacer po powierzchni obcej planety zakończyliśmy przy „katedrze”, formacji skalnej z wielkim łukiem pośrodku.

W porze wczesnego obiadu dodarliśmy do laguny. Mieściło się tu kilka kafejek, z których każda posiadała przedstawiciela handlowego. Paru okrągłych nastolatków o afrykańskich rysach, czatowało na naszego busa na parkingu. Po rzeczowej argumentacji cenowej zaprezentowanej przez pulchnego nastolatka, udaliśmy się do Restaurante la tia Pily, choć w ostatniej chwili konkurencyjna La tia Fela (ciocia Fela) kusiła nas obniżką. Pily zbudowana była na nadbrzeżnych skałach i prowadzona była, jak wszystkie restauracje w tym uroczym miejscu, przez potomków zażywnych, ciemnoskórych imigrantów. Delektowaliśmy się zimnym piwem i smażoną rybą, gapiąc się na pelikany, które w lagunie urządziły efektowne popisy rybołówstwa. Zaprezentowały wysokich lotów ekwilibrystykę. Kierowane zazdrością wkrótce dołączyłyśmy do nich. Dwie odważne Polki wskoczyły do chłodnej i bardzo słonej wody, pozostawiając chłopakom pilnowanie ubrań i martwienie się o czas. Jako ostatnie wsiadłyśmy do autobusu, który odwiózł nas z powrotem do Pisco.

Wieczór spędziłyśmy również razem, bez męskiej części naszej wyprawy, włócząc się po Plaza de Armes, zaczepiane przez starszych i młodszych chicos. Usiadłyśmy pod pomnikiem i przypatrywałyśmy się lokalnym randkowiczom i przekupkom. Zaczepiła nas maleńka babulinka bez zębów, z chudymi warkoczykami, w wypłowiałym meloniku. Sprzedawała słodycze. Wzięłyśmy od niej dwie czekoladki a ona wycałowała nas, szepcząc "mucha felicitas mamacitas", czym wzruszyła nas niemal do łez. Wielokrotnie spotykamy się tutaj z bezinteresowną życzliwością i szczerym uśmiechem. Ludzie są skorzy do rozmowy i pomocy. Uśmiechają się częściej niż Europejczycy.

Do hostelu Ballestes wróciłyśmy późno, po uliczkach Pisco wciąż rozchodził się zapach gotowanej kukurydzy a chrapliwy głos nawoływał "Palta, palta, madura y rica"...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004