Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Peru i Boliwia    Valle Sagrado
Zwiń mapę
2003
13
kwi

Valle Sagrado

 
Peru
Peru, Chinchero
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20254 km
 
Na niedzielę mamy zaplanowaną wycieczkę świętą Doliną Inków. Zmęczeni poprzednim dniem, postanowiliśmy nieco spokojniej spędzić dzień. Jedziemy na wycieczkę do Valle Sagrado, czyli Świętej Doliny Inków

Bus prowadzony przez Dantego odebrał nas z pensjonatu w Cuzco wcześnie rano. Jedziemy uliczkami czerwonego miasta zastanawiając się nad szybko zmieniającą się tu pogodą. Jeszcze wczoraj wielkie kulki gradu osiadały na palmach, teraz zbierało się na deszcz.

Mijamy drobnych, ciemnoskórych Indian z plemienia Keczua i Ajmara, wielu z nich trzyma w dłoniach palemki w formie krzyża uplecione z liści palmowych, niektórzy mają tylko gałązki. Robi się kolorowo od jaskrawych, pasiastych spódnic i wielobarwnych, wełnianych czapeczek. Wszędzie unosił się słodkawy, intrygujący zapach palonego palo santo (świętej gałązki). Drewienko pali się w małym naczyniu podczas Semana Santa (Wielki Tydzień).

Zadziwiające jest forma, z jaką obok chrześcijaństwa funkcjonują w Peru staroinkaskie wierzenia. Jedna z przewodniczek, wyjaśniła nam tę kwestię – Hiszpanie podbili Inków i pomimo faktu narzucenia im swojej religii, nie zdołali wyplenić z umysłów starych wierzeń. Do tej pory niektórzy mieszkańcy Cuzco, o szóstej rano idą do kościoła i modlą się do Chrystusa o zdrowie i opiekę, a około południa zwracają twarz w kierunku gór i proszą Pacha Mamę o opiekę nad lamami i pomyślność. Jeżeli ktoś się potknie, to najwyraźniej gniewa się na niego Pacha Mama a wtedy, żeby ja przebłagać najlepiej zjeść kamień, o który się potknęło.

Nasz autobusik wciska się w wąskie uliczki, z trudem pokonując wysokości. Mijamy maleńkie domy kryte czerwona dachówką. Na dachach przycupnęły dwa gliniane byczki. Symbolizują opozycyjne siły – dobro i zło a połączone chronią przed nieszczęściami. Ponieważ byczki mają rogi, mogą je kupować tylko kobiety – wyjaśnia ze śmiechem nasz przewodnik Carlos.

Droga wije się wraz z Urubambą między ogromnymi górami, na zboczach, których rozpościerają się tarasy agrarne jeszcze z czasów Inków. Dziwne są te szczyty Andów, sprawiają wrażenie, jakby ktoś przykrył je miękkim, zielonym aksamitem. Wcale nie mają ostrych krawędzi!

Dojeżdżamy do Pisac, małej wioski andyjskiej, znanej przede wszystkim z coniedzielnego targu. Mercado de Pisac przyciąga turystów i barwnie odzianych tubylców. Między kramami pełnymi bajecznie kolorowych wyrobów z wełny, garnkami z fasolą i kukurydzą, spokojnie przechadzają się lamy. Mieliśmy szczęście zawitać tutaj w Niedzielę Palmową. Mieszamy się z barwnym tłumem zebranym przed katedrą, aby wysłuchać świątecznego koncertu – młodzi chłopcy grają na muszlach. Indianki w czarnych melonikach wyciągaj choclę z parujących garnków. Ta kukurydza o wielkich, soczystych ziarnach wybornie smakuje z serem z mleka lamy. Po obejrzeniu ruin inkaskiego miasta, kiedy to spory odcinek wspinamy się w ostrym słońcu, bez sił padamy w gaju eukaliptusowym, wykorzystując przerwę obiadową na obserwowanie, jak ciekawskie lamy zaglądają w talerze naszym towarzyszom podróży.

Następnie jedziemy do Ollantaytambo, najlepiej zachowanej twierdzy inkaskiej. Do miasta zbudowanego na planie dwóch lam prowadzi kamienna brama. Centralne miejsce zajmuje wieloboczna budowla z niszami oraz megalityczny mur zbudowany z sześciu głazów, z których każdy waży 45 ton. W jaki sposób wniesiono je tak wysoko? Dawna twierdza, pełniła również funkcję obserwatorium astronomicznego. To tutaj zaczynały się obchody ku czci Wiracochy, boga słońca w dniu, kiedy promienie słoneczne padały na szczyt, przypominający twarz wielkiego boga.

Wieczór spędzamy w Chinchero, małej wiosce, słynącej ze sztuki indiańskiej. Przechadzamy się po indiańskim targowisku. Autobus z trudem pnie się w górę. Słońce prześwieca przez czarne chmury nadając mijanym Andom niesamowity wygląd. Na niebie w kilku miejscach pojawiają się tęcze. Jesteśmy na wysokości około 3500 m.n.p.m.

W Chinchero przystępujemy do degustacji kolejnego gatunku kukurydzy. Jest ich tu mnóstwo – maleńkie i ogromne, białe, czarne, czerwone i łaciate. Można jeść gotowane, smażone lub w prażone. Na ulicach stoją worki pełne ziaren o wszelkich możliwych kształtach i kolorach. Wystarczy wskazać palcem i już odkrywamy nowy fascynujący smak.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004