W Cuzco znaleźliśmy się około 7 rano. Nieprzytomni ze zmęczenia brudni i głodni. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin jedliśmy tylko suche bułki.
Z radością witamy znajomy pensjonat Magnolia II .
I pomyśleć, że wszystko przez złośliwe duchy ze świata Ajmarów! To moja wina, bo wcześniej nie dałam wam amuletów– mówiła Ywonne, nasza przyjaciółka w Cusco. Przywitała nas jak mama. Popłakała się, kiedy opowiedzieliśmy jej o naszych przygodach w Boliwii. Pomogła załatwić tańsze bilety na samolot do Limy. Nie mieliśmy czasu, żeby podróżować autobusem.
Dzień spędzamy robiąc ostatnie zakupy i dogadzając swoim żołądkom. Zaczynamy od świeżego soku z zielonych pomarańczy, potem jemy banany, wypijamy kawę w przytulnej kawiarni, aż w końcu udajemy się do pollerii na obiad. Gigantycznej porcji kurczaka z frytkami nie jesteśmy w stanie zjeść.
Kupujemy Ivonne bukiet róż i żegnamy się z nią czule wieczorem. Ciężko jest nam rozstać się z przyjaciółmi – Dario, Paulina, Geronimo i Aleksem.