Lot upływa przyjemnie pomimo długiego trwania (10 godzin). W Meksyku lądujemy około 17.30 miejscowego czasu (w Polsce 00.30). Odprawa paszportowo-bagażowa wlecze się ponad 2 godziny. Kolejka jest gigantyczna. Tomek zostaje zaproszony na kontrole osobista. Wszystko dobrze się kończy. Wymieniamy dolary, tutaj jest najlepszy kurs. W budce przed lotniskiem kupujemy bilet na taksówkę - camionetę (300 peso za 9-osobowego minibusa, do którego pakujemy się w 11, z wielkimi plecakami, przejazd w okolice Zocalo ok. 30 minut). W Meksyku jeździ się taksówkami na bilety, cena zależy od strefy. Przynajmniej ma się gwarancję bezpieczeństwa i poczucie, że nie jest się oszukanym na samym początku podróży. Kwaterujemy się w kolonialnym hotelu Isabel, który rezerwowaliśmy przez Internet. Dostajemy przyjemne, obszerne trójki z łazienkami w cenie 96 peso/osoba. Wypijamy powitalnego szampana przywiezionego z Polski i padamy do łóżek.