Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Gwatemala    chickenbusy i Tzutuji
Zwiń mapę
2004
04
lis

chickenbusy i Tzutuji

 
Gwatemala
Gwatemala, Santiago Atitlán
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 270 km
 
Tomek nie wrócił. Po bezsennej nocy zrywamy się o czwartej i pędzimy na plac, z którego ma odchodzić autobus na górę. Mija piąta, a autobusu brak. Podobno następny będzie o ósmej! Desperacko łapiemy stopa. Wkrótce siedzimy z parą Gwatemalczyków "na pace" i rozgrzewamy się chuchaniem w dłonie. Pada deszcz, a im wyżej, tym mgła staje się gęstsza. Nasi bomberos już na nas czekają. Przesiadamy się do "więźniarki". Pod wulkanem panują fatalne warunki - silny wiatr, mgła i temperatura poniżej zera. Wolimy nie myśleć o tym, co grozi Tomkowi, gdyby został na szczycie. Ponieważ w takich warunkach nie mamy szans na wspinaczkę, postanawiamy najpierw popytać w okolicznych wsiach, czy wczoraj wieczorem nie kręcił się tam gringo. Przemieszczamy się po wąskich kamienistych dróżkach. Podskakujemy w "więźniarce" niczym pop corn w czerwonej puszce. Mamy szczęście, po paru kilometrach napotykamy starą Indiankę, która widziała jakiegoś białego wczorajszego wieczoru. Oddychamy z ulgą - skoro udało mu się zejść do wioski, to powinien być bezpieczny. Zjeżdżamy do wsi Tajamulco, żeby z tamtejszego komisariatu zadzwonić do naszego hotelu i dowiedzieć się o Tomka. Mamy potwierdzenie, że wrócił nad ranem. Bobmeros idą na śniadanie a my odpoczywamy na placu. Słońce przygrzewa. Karol zdejmuje bluzę prezentując kolekcję tatuaży a dzieciaki, które przyglądały nam się z zaciekawieniem, uciekają w popłochu. Jeszcze tylko dwie godziny tłuczenia się "więźniarką", godzinny zjazd krętą drogą przygodnie zatrzymaną półciężarówką, pakowanie plecaków i możemy ruszać w dalszą drogę. Wracamy do Xeli (1,5 h, 7 Q), gdzie przesiadamy się do chicken busa jadącego w kierunku Santiago de Atitlan (ok. 4,5 h, 30 Q). Głośnik w pojeździe ryczy "last Christmas I give you my hart", migoczą kolorowe światełka, kury popiskują. Droga to wznosi się, to opada, wije się, znika wśród drzew. Nieprzytomni z powodu choroby lokomocyjnej wysiadamy w Santiago. Dopadają nas miejscowe dzieciaki, które koniecznie chcą nas zaprowadzić do hotelu. Najgłośniejszy jest Luka, który to dostaje od nas parę quetzali za doprowadzenie nas do hotelu Chi-Nim-Ja (30 Q/osoba, pokoje 2-, 3-, 4-osobowe). Krótki spacer po miasteczku Indian Tzutujil. Indianki w haftowanych bluzkach w kolorze lila sprzedają owoce przy świeczkach. Roznosi się śpiew, w pobliżu znajduje się misja ewangelicka.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004