Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Gwatemala    nieistniejące gorące źródła
Zwiń mapę
2004
08
lis

nieistniejące gorące źródła

 
Gwatemala
Gwatemala, San Antonio Aguas Calientes
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 368 km
 
Rano załatwiamy transport do Rio Dulce w agencji turystycznej (91 peso/osoba, przez Gwatemala Ciudad). Mamy wyjechać o 9.00, ale niestety Bartka dopada choroba. Ma gorączkę i rozstrój żołądka. Postanawiamy jechać następnego dnia o 4.00. Spontanicznie powstaje plan na dzisiejszy dzień. Idziemy do pobliskiego Jocotenango, maleńkiej mieściny stanowiącej właściwie przedmieście Antiguy. Jest tam różowy kościół, przed którym znajduje się boisko do koszykówki - żadnych turystów, spokój i cisza. Czasami jakiś pies przebiegnie przez ulicę. Mariposario, czyli "motylarnia" to jedyna atrakcja tutaj. Idziemy do niego wzdłuż muru, na którego szczycie potłuczone są butelki i drut kolczasty. Wygląda to jak wiezienie a jest podobno osiedlem miejscowych notabli. Mariposario okazuje się bardzo przyjemnym miejscem. Chłopak z obsługi zgadza się, żebyśmy weszli na dziecięce bilety (10 Q) i opowiada nam o życiu motyli. Pozwala nam brać na ręce wielkie larwy, śmiesznie łaskoczące nas swoimi żarłocznymi pyskami. Teren mariposario otoczony jest siatką. Chodzimy między bananowcami i kwiatami i czujemy się, jak postaci z bajek. Dookoła nas aż się roi od motyli różnych kształtów i kolorów. Niektóre siadają na nas. Pozują do zdjęć. Do Antiguy wracamy na piechotę, wstępując po drodze na lody. Postanawiamy odwiedzić gorące źródła, o których usłyszeliśmy. Jedziemy autobusem do San Antonio Aguas Calientes (2,5 Q). Wyposażeni w ręczniki i stroje kąpielowe trafiamy do sennej mieściny, której centralnym miejscem jest kościół i plac z fontanną. Dwie młodziutkie Indianki, zapytane, gdzie są "aguas calientes" odpowiadają "aqui". Jednak my ich nie widzimy. Niezrażeni pytamy dalej, pokazując, że chcemy popływać. Tubylcy wskazują nam basen, który w niczym nie przypominał gorących źródeł. One są tylko w nazwie miejscowości. Śmiejemy się sami z siebie i wracamy do hotelu. Droga wiedzie przez plantacje kawy. Tyle jej się tutaj uprawia a tak trudno napić się dobrego naparu. Robimy jeszcze wieczorny spacer wśród niskich, kolorowych kamieniczek i zjadamy wściekle ostre burrito w knajpce tuż przy hotelu. Wymieniamy się wrażeniami z pozostałymi członkami grupy. Trójka śmiałków zmęczona i zmarznięta wróciła z wulkanu Pacaya. Nie wzięli przewodnika. Łatwe z pozoru podejście okazało się próbą sił przy szybko zapadającym zmierzchu, bez znajomości drogi i bez mapy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004