Geoblog.pl    locatalina    Podróże    Gwatemala    Siete Altares
Zwiń mapę
2004
10
lis

Siete Altares

 
Gwatemala
Gwatemala, Lívingston
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 628 km
 
Wstajemy przed szósta i idziemy nad morze oglądać wschód słońca. Powierzchnia wody jest gładka, bez jednej zmarszczki. Pokrzywione sylwetki palm czernieją na tle błękitu rozjaśnianego pierwszymi promieniami. Białe ptaki brodzą przy brzegu. Na uschniętym drzewie usadowiły się trzy sępy. Rybak wypływa w morze, żegnając się czule z żoną, mała dziewczynka bawi się w przewróconej łodzi. Nie wiadomo, co fotografować, tak jest pięknie. O 9.00 przychodzi po nas Francisco, żeby nas zabrać na wycieczkę po okolicy (50 Q/osoba). Po drodze musi jeszcze zgarnąć parę Amerykanów. Zostawia nas na środku ulicy i znika. Przez dobra godzinę przypatrujemy się życiu ulicy - dziewczynom sprzedającym ryby i kraby, zasiedziałym obserwatorom ulicznym, żywo gestykulującym grubym kobietom, staruszkom w kraciastych sukienkach. Francisco niespecjalnie przejmuje się czymkolwiek. Cała noc grał na bębnach. Przyprowadza ze sobą dwóch policjantów. Podobno lepiej, żeby gringo nie chodzili tutaj bez obstawy.Wstępujemy do kościoła, w których chrześcijaństwo przeplata się z indiańskimi wierzeniami i muzułmanizmem. Potem odwiedzamy cmentarz. Miedzy kolorowymi nagrobkami przechadza się srokaty koń. Francisco skacze po grobach tłumacząc, że w Gwatemali cmentarz to radosne miejsce. Kolejnym punktem programu jest wzgórze, na którym Garifuna komunikują się ze zmarłymi. W betonowym kręgu odbywają się tajemnicze ceremonie. Ze wzgórza widać Belize i Honduras. Francisco prowadzi nas sobie tylko znanymi ściekamy. Przechodzimy przez podwórka ubogich gospodarstw. Oprócz paru kurczaków, czasami chudej świni nic tam nie ma. Ludzie siedzą przed chałupami i czekają na cud. Przechodzimy przez zaśmiecony lasek na brzeg rzeki Rio Dulce. Niewielki odcinek dzielący nas od pięknej plaży pokonujemy canoe w 20 minut. Policjanci w lakierkach płyną z nami. Na plaży mamy czas wolny. Bujamy się na hamakach, kąpiemy i słuchamy tutejszej muzyki. Francisco wije się w rytm muzyki. Wypalił już kilka skrętów. Nie spiesząc się, idziemy wzdłuż brzegu do wodospadu Siete Altares. Garifuna nie dbają o morze, które ich żywi. Wszędzie pełno śmieci, wykarczowane palmy i bałagan. Siete Altares (wstęp 8 Q) to maleńkie, szmaragdowe jeziorka, rozlewające się kaskadą, jak szampan nalewany do weselnych kieliszków. Skacząc po wapiennych krawędziach otaczających oczka wodne dochodzimy do wodospadu. Kapiemy się w nim pomimo zachmurzonego nieba. Do Livingston wracamy na piechotę tuż przed zmierzchem i idziemy na kolacje do bezimiennej knajpki. Nie ma w niej karty, więc obsługa wymyśla specjalne ceny dla gringo. Musimy się targować. Załatwiamy sobie jeszcze transport do Puerto Barrios na następny dzień.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
locatalina
Katarzyna Gapska
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 1 komentarz1 5 zdjęć5 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.01.2009 - 30.01.2009
 
 
20.03.2003 - 22.04.2003
 
 
04.04.2004 - 20.04.2004